poniedziałek, 2 stycznia 2012

One way ticket


- Do Lublina poproszę.
- Za chwilę, najpierw obsłużę wcześniejszych pasażerów.
Wciągnęłam więc wielką czerwoną walizę wypełnioną ubraniami, podchoinkowymi prezentami  od rodziny i polędwiczką, schabem, boczkiem, wiejską kiełbaską  od Mamy oraz makowcem od Cioci Wandzi. Walizka wielka i ciężka, ale wiem przecież, że nie waga i wygląd, tylko wnętrze się liczy… A dzięki temu wnętrzu nawet wnoszenie i przesuwanie walizki w wąskim korytarzu pociągu było warte wysiłku. Dotarłam do upatrzonego z peronu wolnego miejsca. Rozsiadłam się.  Skupiłam wzrok na kolorowych fotkach w kobiecej prasie i wreszcie zaczęłam czytać. Po zapoznaniu się z historią i magnetyzmem związku Beaty Kozidrak i jej męża obejrzałam zaproponowane 4 stylizacje, których bohaterem był szaro-srebrny sweterek. Stwierdziłam, że tak błyszczący, nowoczesny i wyjściowy sweterek nie jest mi w ogóle potrzebny… Zadowolona z tej ważnej życiowej konstatacji zaczepiłam wzrokiem przechodzącego konduktora i z uśmiechem przypomniałam mu o bilecie.
-Do Lublina, tak? Normalny?
Skinęłam głową ponownie się uśmiechając.
- Wie pani – rzekł konduktor siadając naprzeciw mnie – to może poczekam i wypiszę pani już lepszy bilet.
- Czyli z Kraśnika? – zgadywałam. "Lepszy" znaczy "tańczy"? Super.

Po drodze wsiadało sporo ludzi. Cóż, studenci wracali do miasta. 
Próbowałam przebrnąć przez artykuły o roli różnych mężczyzn (ojców, mistrzów, przyjaciół) w życiu znanych Polek, o stosunku do zabawy paru artystów i celebrytów. Przeczytałam ciekawy wywiad z najlepszą polską tenisistką przy okazji dziwiąc się nieciekawym zdjęciom bohaterki, która – w przeciwieństwie do wielu utytułowanych tenisistek – studiuje i ma udane życie osobiste. 

Ominęłam parę nudnych stron. Minęliśmy Kraśnik. Kilkakrotnie minął mnie konduktor. I nic.

Do Lublina zostało może pół godziny jazdy. Wreszcie sąsiedzi z tyłu kupowali bilet. Odwróciłam głowę i spojrzeniem przypomniałam się konduktorowi po raz kolejny. Ten nachylił się nade mną, jakby chciał mnie pocałować, i ściszonym głosem powiedział: - Zrobimy to inaczej. 10 zł poproszę.
Wyciągnęłam z portfela dychę i mu ją wręczyłam. Biorąc banknot konduktor nachylił się jeszcze bardziej, by wiele osób tego nie widziało. I odszedł. A ja nawet dziękuję nie powiedziałam (on też), bo nie wiedziałam, czy wypada tak głośno. 

I zrozumiałam, że to oszustwo.
Ile zaoszczędziłam? Jakieś 7 zł. On zyskał 10 zł. Może w pociągu nie wypisał jeszcze biletów paru innym osobom? Pewnie tak kiepsko mu płacą, niech ma… Ale trudno się dziwić, że na kolei się nie wiedzie, skoro niektórzy (ilu ich jest?) kombinują byle do swego garnuszka.
A może powinnam mu powiedzieć, że chcę bilet? Jednak to by było niegrzeczne, on nie tylko sobie, ale i mi chciał pomóc (darował te 7 zł, a to już piwo w knajpie w Lublinie lub pół piwa w lokalu w Warszawie). 

Oszukałam PKP.
Nie, to tylko 7 zł… A jak jechałam niedawno, to nie ogrzewali pociągu, dranie.
Jednak źle się z tym czuję. Czy przesadzam?

4 komentarze:

  1. Mam taką samą sytuację z konduktorami za każdym razem! Nie zdarzyło mi się jeszcze, żeby kupując bilet w pociągu nie dostać propozycji łapówki. Ja osobiście z tym walczę- zawsze proszę oburzona o bilet. Ile osób musiało już paść ofiarom łapówek. Drodzy konduktorzy, to nie jest dobry sposób dorabiania sobie. To takie subtelne, ciche przestępstwo wymierzone prosto w nas- pasażerów. Agnieszko nie daj się im! Następnym razem wyjmij polędwicę,kiełbasę, boczek z ukochanej torby i zacznij rzucać w niego mięsem ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejka relacji Kraśnik - Lublin przed ok. dwudziestu laty. Upał jak cholera. Klima z okien. Wagon piętrowy, górny pokład. Miejsce siedzące przy schodach z widokiem na cały korytarz między siedzeniami. Obraz wyłaniających się dłoni z kwitami na podróż. Ostatni box. Wysuwa się łapa z plastikowym kubkiem. Kanar łyka i znika z pokładu. Prawda czasu, prawda ostrości widzenia.

    OdpowiedzUsuń
  3. AAAA!!! Ja też tak miałam jak jechałam ostatnio na tej samej trasie. To na jednej rodzie zarobił już 20 zł... Tyle, że on mnie zapytał czy chcę taniej. Na co ja, że oczywiście. Myślałam, że jakaś promocja jest czy coś. Poprosił o dyszkę wręczyłam mu, a on coś zaczął stukać na tym swoim sprzęcie. Po czym zaczął się odwracać, jakby chciał odejść. No wiec powiedziałam mu uprzejmie - a bilet? Na co on, patrząc na mnie spod byka: przecież dałem. No i kapnęłam się, że ta promocja jest "tajna" i dla wybranych. Ech...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe czy na trasie Lublin Kraków też działa ta "promocja"...tu by mieli szansę już więcej "zarobić"...że też ja zawsze kupuję bilet w kasie:P

    OdpowiedzUsuń