czwartek, 23 sierpnia 2012

Oszczędność czy skąpstwo?

W dobie kryzysu nawet najbogatsi oszczędzają. Nic więc dziwnego, że wiele osób – w tym niżej podpisana – stara się z wydatkami nie przesadzać.
Moje sposoby na oszczędzanie? Zakupy na wyprzedażach (pierwszy jesienny zakup to golf za 19 zł), korzystanie z promocji (płyn do płukania tkanin: kupując dwulitrową butelkę oszczędzam ok. 4 zł w porównaniu do zakupu dwóch litrowych butelek w stosunkowo niedużym czasie), płacenie rachunków na czas (żeby nie dokładać rosnących odsetek), przejście kilku ulic (zamiast przejazd autobusem za 2,80 zł lub taksówką), lot tanimi liniami (z wykupionym dużo wcześniej biletem), poproszenie rodziny o pomoc w remoncie, zamiast wynajmować ekipę remontową… Faktem jest, że na niektórych rzeczach nie oszczędzam w ogóle albo niezbyt oszczędzam. Cóż, coś kosztem czegoś. Ale wszystko w granicach rozsądku. I portfela. Tzn. mojego rozsądku i mojego portfela. Jednak czasem zastanawiam się, gdzie kończy się oszczędność, a zaczyna skąpstwo…

Oszczędność czy skąpstwo? Zdrowy rozsądek czy głupota?

Anna pojechała na upragnioną wycieczkę do Włoch. Nie skosztowała tam ani osławionych lodów (na ławce z widokiem na Koloseum), ani tiramisu (przy stoliku obok stacji metra z widokiem na Forum Romanum), ani panna cotta (bez względu na widok, po prostu w Rzymie)… - Czy wiesz, że średnia porcja lodów kosztuje tam 5 euro? Za te pieniądze w Polsce kupiłabym kilka smaczniejszych…  A malutkie espresso 1,80 – przesada. Powoli odzwyczajam się od kawy.
Oszczędność?

P. od niedawna jest nowym klientem firmy, w której pracuje K. Pewnego dnia ponowił zaproszenie na obiad. K odpowiedziała, że to jej urodziny… On, że to idealnie, zaprasza więc na urodzinowy obiad. Poszli do sympatycznej restauracji, w której prócz solidnych kotletów można zjeść smaczne słodkości. Na początek jednak K. dostała urodzinową różę. Miło. Po obiedzie zjedli ciasto i wypili kawę. Gdy kelner przyniósł rachunek, P. powiedział: - W zasadzie rozmawialiśmy sporo o pracy, więc potraktujmy ten obiad jako spotkanie biznesowe. Płacimy po połowie, dobrze?
Oszczędność? Zdrowy rozsądek? Od tamtej pory K. po każdym wyjściu z P., nawet najbardziej biznesowym, nie pozwala mu płacić za siebie.

Poniedziałek: - Ej, stary, pożycz 5 zeta na hot-doga. Nie chcę rozmieniać stówy…
Środa: - Siema, masz dwójkę? Pożycz, please, nie chcę rozmieniać stówy.
Piątek: - To co, idziemy na miasto? Ej, rzucisz parę złotych? Postawisz piwo? Nie chciałbym rozmieniać stówy…
Ani M., ani K. nie pamiętają, aby Kumpel kiedykolwiek te 2- i 5-złotówki im oddał.
Pytanie za sto punktów: czy Kumpel wciąż ma przy sobie tę samą stówę? ;)

M. słyszy dzwonek telefonu, który szybko milknie. Znajduje go w torebce, spogląda na wyświetlacz: dzwonił znajomy, z którym czasem się widuje. Oddzwania.
Za tydzień znowu.  P. puszcza sygnał. M. oddzwania, choć to P. ma do niej sprawę. Po kilku dniach sytuacja się powtarza. W końcu M. delikatnie pyta: - Czemu puszczasz mi tylko sygnał, skoro to ty chcesz rozmawiać? – Bo ty masz telefon na firmę – odpowiada zdziwiony P. – Tak, ale to moja firma – prostuje M. – więc za rachunki płacę ja.

- Od kiedy kupiliśmy mieszkanie na kredyt, rozumiem co to oszczędzanie – w towarzystwie opowiada W. - Energia taka droga! Gaz też. Kablówka i internet – bardzo. A woda? Dlatego gdy np. mąż korzysta z toalety, to po nim siku robię ja i dopiero wtedy spuszczamy wodę. 

I jeszcze drobne przykłady:
- niezostawianie napiwków w restauracjach (ceny są tak duże, że wystarczy im; ja zarabiam mniej od właścicieli restauracji);
- Płyty tyle kosztują, że od kilku lat ani jednej nie kupiłem, ale mam sporo ściągniętych kawałków  z internetu – chwali się znajomy;  
- Do kina? Po co? Poczekam aż film będzie za darmo w necie…
- Wiem, A. jest jedną z moich najlepszych koleżanek, ale na ślub nie pójdę, bo dziś tyle trzeba dać w kopercie…

I na koniec podobno prawdziwa historia, jak to wielki Pudzianowski kupił wielkiego hammera i… przerobił go na gaz. Bo taniej ;)                       

AKr

2 komentarze:

  1. Większość z tych sytuacji to jednak zwykłe skąpstwo, ale ten obiad urodzinowy K. potraktowany jako spotkanie biznesowe to dobry patent ;) Chyba też zacznę tak traktować rachunki z restauracji ;) (żarcik:) K

    OdpowiedzUsuń