czwartek, 12 marca 2015

Grotowski i Wendzikowska, czyli o tym, dlaczego jedni się oburzają, a inni oburzają się na tych, którzy się oburzają



Trochę mi się żal zrobiło pani Wendzikowskiej za tę wpadkę z Grotowskim. Żal tym większy, że sama dołączyłam do internetowego hejtu, choć zwracając uwagę na niewiedzę Wendzikowskiej chodziło mi nie tyle o tę konkretną sytuację, co o poziom dziennikarstwa w ogóle. 

Przypomnę, podczas wywiadu z aktorką Sigourney Weaver (znaną z „Pracującej dziewczyny” czy z „Obcego”) Anna Wendzikowska z TVN przyznała, że nie wie, kim był Jerzy Grotowski. Na szczęście dziennikarka pokornie obiecała, że braki w wiedzy nadrobi.
Cóż, zdarza się. Zwyczajnie zapominamy, nie musimy wiedzieć wszystkiego, nie skupiamy się na tematach, które nie są nam aż tak bardzo bliskie. Ale z drugiej strony to wstyd – jak podkreśla wielu komentatorów – że dziennikarka i aktorka, która uczyła się w szkołach aktorskich, nawet nie kojarzy Grotowskiego. Sama nie jestem znawczynią teatru, ale ze dwa – trzy zdania o Grotowskim bym powiedziała. Nie oczekuję, że cała Polska, w tym sportowcy, nauczyciele geografii, księża, restauratorzy czy rolnicy będą wiedzieli, kim był Grotowski i na czym polegała jego koncepcja „teatru ubogiego”. Ale tak jak od księdza oczekuję jakiegoś pojęcia o św. Augustynie czy o Pier Giorgio Frassatim, jak od  kucharza oczekuję, że zna różnice między makaronami, jak od ministra rolnictwa oczekuję wiedzy na temat specyfiki polskich upraw, tak od dziennikarki kulturalnej oczekuję podstawowej wiedzy o podstawach (celowo powtórzę) naszej kultury. 

A może nie warto znać tradycji? Źródeł kultury europejskiej? Współczesnych wywrotowców, którzy mieli odwagę robić coś innego, co wzbudzało zainteresowanie, oburzało, ale i wyznaczało twórcze szlaki? Ponadto są tacy, którzy mówią: po co mam się uczyć o Homerze czy Mickiewiczu, skoro teraz tyle innych ciekawych rzeczy się dzieje? Właściwie to wybaczyłabym im, gdyby zamiast wspomnianego Homera i Mickiewicza czytali chociaż Tokarczuk lub Philipa Rotha. 

Też jestem dziennikarką kulturalną i – jak zasugerowała na fejsie Monika – powinnam się bać, że wkrótce i mnie naród zlinczuje za jakąś wpadkę. Pocieszam się tylko, że „moje” medium ma mniejszy zasięg. Ale pisząc o wpadce Wendzikowskiej chciałam zwrócić uwagę na poziom i jakość polskiego dziennikarstwa. Młode dziewczyny często marzą o dziennikarstwie, które jawi im się jako szansa na pojawienie się na czerwonym dywanie i robienie sobie słit-foci ze znanymi i lubianymi. Młodzież mało czyta, mało ogląda ambitnych filmów. Kiedyś studenci na UMCS, na pierwszym roku politologii bodajże, podczas testu skrót „SLD” rozszyfrowali jako „SoLiDarność”. Kasia, radiowa koleżanka, podczas rozmowy z maturzystami ze słynnego I LO im. Staszica, na pytanie o kierunek studiów i pracę od jednego chłopca usłyszała: - Ja tam nie wiem, gdzie pójdę, może na dziennikarstwo, bo nic nie trzeba umieć, tylko się zadaje pytania.

Mam nadzieję, że po wpadce Wendzikowskiej młodzież nie tylko będzie wiedziała, kim był i co wymyślił Grotowski, ale i zabierze się za naukę, aby nie wstydzić się tak, jak wspomniana dziennikarka TVN-u. Mam nadzieję, że właśnie taki będzie finał tego całego zamieszania, a nie, że młodzież pomyśli: - Phi, skoro Wendzikowska nie wiedziała, to ja też nie muszę. 

Chciałam zakończyć ten tekst pozytywnie, z dobrymi życzeniami dla pani Anny Wendzikowskiej, która w końcu jest naprawdę ładną i zdolną kobietą, mającą na koncie sporo ciekawych wywiadów z gwiazdami największego formatu. I chciałam nawet przeprosić za ten złośliwy nieco wpis na moim profilu. Hejtu w sieci jest tak dużo, że może niepotrzebnie dołączyłam. Ale przy okazji weszłam na profil samej Wendzikowskiej. I tam przeczytałam jej wpis z 8 października 2014 roku: „Od wtorku jest to mój czwarty lot naszymi kochanymi, rodzimymi liniami. Czwarty opóźniony. Gratuluję 100% skuteczności! Drogi LOT-cie, jesteś do dupy!” I zatkało mnie! TAK oficjalnie osoba publiczna pisze na swym wallu? Liczyła na to, że LOT da jej zniżki albo przewiezie pierwszą klasa za darmo? Po tym wyznaniu „jesteście do dupy” już nie mam wyrzutów sumienia, że oburzyłam się na niewiedzę Wendzikowskiej. Poza tym napisałam to w bardzo grzeczny sposób.

AKr 
PS Moja ostatnia antenowa wpadka: pomyliłam Jamiego Dornana („50 twarzy Greya”) z Jake'iem McDormanem („Snajper”). 

PS 2 Niedawno jakoś pomyliły mi się dwa słowa, co wyszło dość kuriozalnie. Chciałam powiedzieć „metamorfoza”, a z moich ust wyszła… „metafora”.
Przepraszam. Postaram się nadrobić te braki.

3 komentarze:

  1. Znam takie aktorki co nie wiedzą kto to Sigourney Weaver.

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczęść Boże!

    Jako że całkiem niedawno korespondowałem z jednym panem radiowcem takoż od kultury i również o tejże, a i prywatnie znam wielu i szczerze podziwiam dziennikarzy (zwłaszcza tych, którzy robią z siebie pośmiewisko), więc się wystukam przez chwilę bez zbędnej krępacji.

    Na początek, tytułem ekskursu, dwa linki ukazujące, kto tak naprawdę pcha się dziś do mediów:

    https://www.youtube.com/watch?v=77hNBVQSOJk
    https://www.youtube.com/watch?v=l4z2SXEcuYs
    https://www.youtube.com/watch?v=1mboWqWKPAc

    Tak uważam, bo sam też w A2 niejednego byłem świadkiem. POza tym zagajanemu ostatnio przez Cię znanemu POlskiemu celebrycie Chyrze Andrzeju, skądinąd członkowi (!) honorowego komiteta POparcia pana bula, któren sprawdzałby innim, czy aby mają umyte nogi, tak się wzięło było i POp....o aktoru, że...

    https://www.youtube.com/watch?v=leSWHcWm314

    Z Twego rodzimego zaś podwórka, aspirująca do przedsiębiorczej kobiety redaktor (ą, ę, bułkę przez bibułkę...), w jednej ze swych ostatnich audycyji z marca początku, po raz kolejny plotła czcze androny, jakoby sadysta Che Guevara (czołowa marksistowska ikona Am. Łać. XX w., któremu UDOWODNIONO! liczne masowe mordy, więc ludobójstwo) "był ikoną popkultury".

    Bo tak to właśnie koleżanko Agnieszko bywa, gdy za sitkiem zasiada DYLETANTKA (o czym pod koniec) bez elementarnej znajomości faktografii.

    Chciałem jeszcze napomknąć o innej pani redaktor, niekwestionowanej gwieździe porannego udoju, która tak się była raz nad piwskiem zapamiętała, że gdy potem na podwójnym gazie prując przez krainę naszą pszenno-buraczaną wzięła i rozpieprzyła radiowe auto i która to całkiem niedawno wydała nawet książkę - znaczy się jakąś babską powieść, lekturę której z całkowitym spokojem można sobie darować i np. wyjść z psem na spacer.

    http://www.dziennikwschodni.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20090706/LUBLIN/456748636

    Tymczasem częściowe wyjaśnienie tego jest b. proste. Ojciec J. M. Bocheński w "Stu zabobonach", czyni to znakomicie:

    DZIENNIKARZ. Dziennikarstwo jest zawodem ludzi wyspecjalizowanych w tak zwanych środkach masowego przekazu, a więc w dziennikach, periodykach, telewizji, radiu itp. [...] A że ich poglądy są rozpowszechniane masowo, dziennikarze zajmują uprzywilejowane stanowisko, mają niekiedy istny monopol na pouczanie ludzi, co jest dobre, a co niedobre. Wiara, że tak ma być, że dziennikarz ma prawo tak się zachowywać, że należy mu wierzyć, gdy nas poucza, jest jednym z typowych zabobonów współczesnych. Bo jeśli chodzi o pouczanie nas, dziennikarz nie ma żadnego autorytetu. Nie jest, jako taki, ani specjalistą w żadnej nauce, ani autorytetem moralnym, ani przywódcą politycznym. [...] Co gorzej, sam zawód dziennikarza jest dla niego samego o tyle niebezpieczny, że musi pisać o najróżniejszych rzeczach, o których zwykle niewiele wie, a w każdym razie nie posiada głębszej wiedzy. Dziennikarz jest więc niemal z konieczności DYLETANTEM. Uważać go za autorytet, pozwalać mu pouczać innych ludzi, jak to się obecnie stale czyni, jest zabobonem. Kiedy szukamy przyczyny szerzenia się tego zabobonu, wypada przyznać ze wstydem, że nie ma chyba innej, niż dziecinne wierzenie, że wszystko co drukowane jest prawdziwe - a zwłaszcza jeśli jest drukowane pięknymi słowami.

    Z tej przeto racyji, że szkolnictwo i kultura na łep leci, materiału do śmiechu na pewno dłuuuugo jeszcze nie zabraknie. I dobrze.

    Pozdrowienia wiosenne z Irlandii doczepiam,

    - Artur H.

    OdpowiedzUsuń
  3. Your best wager for roulette in Las Vegas is to play on a single-zero wheel quite than a double-zero wheel, because of|as a end result of} the home edge is cut virtually in half. A recreation in on line casino with absolute no scientific method to win constantly and for a future. Doesn't matter how good your betting system is, as long as|so lengthy as} roulette has a zero, the Casino is getting 우리카지노 at least of|no less than} 2.7% (or 1/37) of cash wager by players.

    OdpowiedzUsuń