czwartek, 6 września 2012

Niezła chata, niezłe tempo

Jeszcze tylko 2 tygodnie zostały do uroczystego otwarcia nowoczesnego apartamentowca. Przed K. z firmy PR-owej moc pracy. Co dziś? Spotkanie w sprawie cateringu na bankiecie i wybór miejsca na konferencję prasową.

K. jedzie do apartamentowca, w którym dobiegają końca ostatnie instalacje.
Minęła 13:00, a właściciela i kierownika budowy wciąż nie ma. Czy dziennikarze zmieszczą się w salonie w najlepszym z apartamentów, dwupoziomowym, z tarasem, oknami na całą ścianę, marmurowymi dodatkami, w którym temperaturę powietrza lub napełnienie wodą wanny można zrobić spoza mieszkania poprzez użycie iPada? K. uważa, że bez problemu. Właściciel apartamentowca obawia się, że nie… Dziś mieli tam zajrzeć, ale ten się spóźnia. K. nie lubi czekać bezczynnie pod drzwiami wejściowymi. Choć założyła buty na obcasie, niemal wbiega na pierwsze piętro szukając przynajmniej kierownika budowy. Nie ma go. Na drugim – też nie ma. Spotyka za to dwóch mężczyzn stojących obok windy. Chyba ich wcześniej tu nie widziała. Uff, jak dobrze, że ma nową torebkę i fryzurę prosto od fryzjera. Na koncie nic już nie zostało, ale w końcu obsługuje najbogatszych ludzi w mieście. Może za 10 lat w firmie PR-owej będzie ją stać na choćby pół takiej łazienki… Cóż. Dziś nadrabia miną.

- Przepraszam, nie widzieli panowie może Jana W.? – pyta K.
- Nie, dziś nie – odpowiadają.
- Nie lubię, gdy ktoś się spóźnia – z uśmiechem, ale zdecydowanie tłumaczy K. Odwraca się i wyprostowana wchodzi do najbliższego apartamentu. Z impetem otwiera uchylone drzwi, rozgląda się. Podchodzi do okna. Rzuca okiem na piękny widok na miasto. Idzie w stronę kuchni, przesuwając ręką po chłodnym blacie ozdobnego regału… Panowie niepewnym krokiem za nią. Gdyby K. się odwróciła, zobaczyłaby ich nieco zdziwione miny.

- Jak panowie myślą, czy tu zmieści się 15 dziennikarzy?  - po chwili pyta K.
- Ale…. dlaczego pani chce sprowadzić dziennikarzy do mojego mieszkania? – pyta pan w ciemnym garniturze.
 K. zatkało. Pomyliła piętra. Zdarza się nawet najlepszemu PR-owcowi...




 

1 komentarz:

  1. Aga, w rzeczywistości ta historia była o wiele bardziej zabawna ;) Oczywiście jak już przestałam się czerwienić i przepraszać za brawurowe i bezczelne wtargnięcie do czyjś prywatny teren. Aczkolwiek, warto było Ci to powiedzieć i przeczytać tekst, żeby się dowiedzieć,że takie sytuacje mogą się przydarzyć nawet "najlepszemu PR-owcowi..." :*

    OdpowiedzUsuń